Mariusz Maziarz

Słuchacz stacjonarnych studiów doktoranckich na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu.

Ekonomia i wspinaczka mają ze sobą dużo wspólnego – w żadnej z tych dziedzin nie da się pójść na skróty. Piszę doktorat o tym, jak ekonomiści wnioskują o przyczynowości, czyli jak stwierdzają, że jedno zjawisko powoduje inne. Czy to jest ważne? W ekonomii nie można sprawdzić eksperymentalnie na przykład tego, czy i kiedy dług publiczny powoduje recesję, a przecież od takiej wiedzy zależy, jak wygląda polityka gospodarcza.

Do wielkich teorii ekonomicznych jestem nastawiony sceptycznie. Bardziej interesuje mnie to, jak ekonomiści badają rzeczywistość. Pochłania mnie ekonometria, a dokładniej metodologia badań ilościowych. W ekonomii rzadko używa się metafor, ale powiedziałbym, że ta nauka powinna być jak najbardziej przyklejona do rzeczywistości.

Przykład? Żartuję czasem, że udało mi się wyleczyć malarię w Afryce, przynajmniej pośrednio. Ekonomiści, którzy badali zależność między zachorowalnością na tę chorobę a wzrostem gospodarczym, odwołali się do jednego z moich artykułów o ekonometrycznych testach przyczynowości. M.in. dzięki temu udowodnili, że im wyższy jest wzrost gospodarczy, tym mniejsza zachorowalność na malarię.

Teraz patrzę na miasto świeżym okiem i podoba mi się nawet bardziej niż kiedyś. 

Wspinam się od dziewięciu lat. Najpierw zwyczajnie z liną, ale od pewnego czasu wolę bouldering, czyli wspinaczkę po małych, kilkumetrowych skałach bez asekuracji liną. To jedna z najbardziej wymagających dyscyplin, jeśli chodzi o wymagania fizyczne, ale wybrałem bouldering z lenistwa i pragmatyzmu. Trening jest bardzo intensywny, za to krótki. Poświęcam na to mniej czasu, a nadal mam dobrą kondycję. Moje ulubione skałki są w Czechach, tuż za granicą, a najbliższe na Ślęży.

Drugie moje hobby to rower, którym poruszam się na co dzień po Wrocławiu. W weekendy często wybieram się w góry pociągiem. Lubię jeździć zwłaszcza po Rudawach Janowickich. Z Wrocławia dociera się tam teraz szybko. Łączę przyjemne z pożytecznym, bo w pociągu mogę popracować.

Prowadzę badania na styku filozofii nauki i ekonomii. Otrzymałem grant z Narodowego Centrum Nauki, którym finansuję m.in. wyjazdy na konferencje zagraniczne. Staram się wyjeżdżać jak najczęściej, konfrontować swoje pomysły, zbierać komentarze i inspiracje. To o tyle ważne, że w Polsce moją dziedziną zajmuje się bardzo niewiele osób. Temat jest mało zbadany, a jednocześnie ekonometria w ostatnich latach bardzo zyskuje na znaczeniu. Dlatego widzę tutaj dla siebie lukę. 

Na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu przecieram właściwie nowy szlak. Jednak nie mam żadnego problemu z tym, że moje badania są interdyscyplinarne. Cenię też to, że na doktoracie mogę się skupić na pracy naukowej. Tym chcę też zajmować się w przyszłości.

Jestem z Wrocławia, ale ekonomię oraz filozofię studiowałem w Warszawie. Wróciłem po pięciu latach, żeby napisać doktorat we Wrocławiu ze względu na zainteresowania naukowe moich promotorów. Teraz patrzę na miasto świeżym okiem i podoba mi się nawet bardziej niż kiedyś. Z ostatniego piętra nowej biblioteki UE jest niezły widok na centrum.

Do czego są potrzebni ekonomiści? Ich rola jest bardzo widoczna zwłaszcza w czasach recesji, ale gdy patrzę na przyczyny ostatniego kryzysu, to widzę, że powinni naciskać na hamulec odpowiednio wcześniej. Wtedy gdy jakieś zjawiska pędzą w niekontrolowany sposób w okresie prosperity. Osobiście, przynajmniej na razie, chcę jednak przede wszystkim prowadzić badania i próbować coraz lepiej rozumieć świat. Na skróty nie idę. Wspinaczka uczy pokory – trzeba najpierw dużo pracować, żeby coś osiągnąć. W nauce jest tak samo.