Karina Marusińska

Artystka interdyscyplinarna, dydaktyk, animatorka społeczno-kulturalna. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu – Wzornictwo, Projektowanie Ceramiki

Moim tworzywem jest porcelana. To bliska i nie do końca odkryta znajomość. Porcelana może być i krucha, i niezwykle wytrzymała – na różnych etapach obróbki ma inne właściwości i konsystencję. Potrzeba lat pracy oraz praktyki, by ją lepiej poznać.

Spędziłam trzy miesiące w Chinach, w miejscu gdzie wynaleziono porcelanę. Ten szlachetny materiał jest tam pospolity, mieszkańcy przenoszą go na podeszwach swoich butów, leży też w ziemi, wymieszany z plastikowymi śmieciami. Środowisko naturalne jest tam niesamowicie niszczone. Po tym, co tam widziałam, zrealizowałam projekt „Kraj-obraz”. Na powierzchnię czterech porcelanowych waz wtopiłam plastikowe worki, tworząc tradycyjne chińskie krajobrazy. W tym celu opracowałam autorską technologię. To nie przypadek, że wazy były cztery – ta liczba  w kulturze chińskiej jest symbolem śmierci i pustki. Zabrzmi to może trywialnie, ale chciałam w ten sposób pokazać, że niegodziwe traktowanie przyrody ma swój kres.

Moi mentorzy mają ogromne zaplecze bezcennej, często nigdzie niespisanej wiedzy.

Z kolei we wrocławskiej Fabryce Automatów Tokarskich razem z Beatą Kwiatkowską zrealizowałam „Rękoczyny” – słuchowisko, połączone z instalacją, angażujące wszystkie zmysły. Publiczność wypożyczała specjalne rękawice, z papierem ściernym i brokatem w środku, oraz słuchawki, w których wybrzmiały opowieści pracowników FAT o ich rękach – strudzonych i zniszczonych codzienną pracą, a po niej delikatnych i czułych. To zupełnie inna perspektywa, klucz do empatii.

W ramach ulotnej akcji „Hug” zatrzymywałam na ulicy przypadkowych ludzi, zadając im bezpośrednie pytanie: czy i w jaki sposób czują się wykluczeni. Niektórzy opowiadali więcej, inni tylko kilka słów. Każdy mógł odcisnąć swoją dłoń na wałku porcelany. Później, po wypaleniu w piecu, wszystkie odciski umieściłam na balustradzie śluzy Opatowickiej. Przechodnie mogli ich dotknąć, symbolicznie podając wykluczonym dłoń. To także swego rodzaju droga do empatii. Z tej akcji wyciągnęłam zaskakujący i zarazem prosty wniosek: gdy się ludzi pyta, oni mówią. Brakuje zaangażowanych słuchaczy, czuję, że tu jest moje miejsce.

We Wrocławiu mam zuchwałą pewność, że wszystko może się udać. Nie chodzi o zasoby materialne, ale o twórczych ludzi. To oni tworzą to miasto, działają w różnych dziedzinach i robią inspirujące rzeczy, niekoniecznie związane ze sztuką.

Świetnym przykładem jest kolektyw Food Think Tank, do którego należę. Tworzą go m.in. muzycy, rzemieślnicy, kucharze, artyści – skład się nieustannie zmienia. Wspólnie realizujemy projekty rozłożone na 1-2 lata, nawzajem uczymy się od siebie. To eksperyment, który coraz więcej znaczy na mapie Wrocławia. W zeszłym roku nasz temat przewodni brzmiał „Ziemia i Woda”. Na koniec zbudowaliśmy restaurację w szczerym polu, przy zerowym budżecie, gdzie wydaliśmy kolację. W tym roku temat to: „Korzeń – studium przypadku”. Będziemy go kontynuować, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jesteśmy? – jako poszczególne osoby oraz jako grupa.

Wyjątkowy jest też Wydział Ceramiki i Szkła na wrocławskiej ASP – jedyny taki w Polsce i jeden z nielicznych w Europie. Moi mentorzy mają ogromne zaplecze bezcennej, często nigdzie niespisanej wiedzy. Fascynuje mnie sam proces twórczy. U mnie wygląda on tak: najpierw pojawia się dziecięca ciekawość, szukam inspiracji w otaczającym mnie świecie, następnie wyrzucam myśli na papier, robi się totalny chaos. Gubię się i zacinam, kiedy pomysłów jest zbyt wiele. Decyzja, który z nich wybrać, jest najtrudniejszym momentem. Realizacja jest już samą przyjemnością.

Aktualnie mam takie marzenie, żeby zwolnić tempo i złapać równowagę między życiem zawodowym a osobistym. Uczę się odpoczywać, najczęściej staram się wyjeżdżać do lasu. Jestem na dobrej drodze. Wypowiadam marzenia na głos i prawdopodobnie właśnie dlatego tak szybko się spełniają.