Bartosz Bednarczyk
Napędzam ludzi. Wciąż dodaję pozycje do listy rzeczy, które mogę zrobić. Wystartowałem bardzo wcześnie. Osoby planujące karierę naukową zazwyczaj zaczynają myśleć o tym na piątym roku studiów albo pod koniec magisterki. Ja ten sposób na życie wybrałem w połowie drugiego roku studiów licencjackich.
Studia, najpierw matematyczno-informatyczne, rozpocząłem w październiku 2014 roku. Matematyka nie do końca mi jednak pasowała, więc przeniosłem się na zwykłą informatykę. Już w trakcie studiów zainteresowałem się logiką. Po zajęciach pomagałem innym studentom w przygotowaniu do kolokwiów i do egzaminów z tego przedmiotu. A teraz sam prowadzę zajęcia z logiki, co bardzo mnie cieszy.
Podczas pierwszych wakacji na studiach pracowałem we Wrocławiu, w firmie programistycznej. Potem w Londynie, w firmie ekonomicznej Bloomberg, gdzie pieniądze były ogromne, a warunki wymarzone. Pracy poświęcałem jednak pół doby, byłem wykluczony z życia. Stwierdziłem, że to nie dla mnie, poszedłem w stronę nauki.
Wiele osób dziwi się mojej decyzji, ale ja jestem zdania, że należy robić to, co się lubi, a praca nie powinna męczyć.
W informatyce istnieją struktury nazywane drzewami. Mają „korzenie”, z których wyrastają „gałązki” z danymi, a z tych „gałązek” wyrastają kolejne – i tak dalej. Razem z moim promotorem, prof. Witoldem Charatonikiem, pracowaliśmy nad logiką, która by takie drzewa opisywała. Ma to zastosowanie, na przykład, w automatycznej weryfikacji. Obecnie korzysta z niej m.in. Facebook, którego program sprawdza, czy w kodzie programisty nie ma żadnych błędów. W przypadku naszych struktur-drzew chcielibyśmy użyć logiki do opisania własności danych i automatycznego sprawdzenia, czy konkretne drzewo owe własności posiada. Tym właśnie się zajmuję, w dużym skrócie.
Na początku czerwca ubiegłego roku rozpocząłem staż w Austrii, w Institiute of Science and Technology w Klosterneuburgu pod Wiedniem. Razem z Krishnendu Chatterjee badaliśmy tam rodzaj logik przydatnych w automatycznej weryfikacji.
Wyobraźmy sobie taką sytuację: mamy system informatyczny i – dajmy na to – sieć drukarek, do których wysyłamy polecenia. Załóżmy, że mamy ciągłą linię czasu, system pracuje w nieskończoność. Drukarka albo czeka, albo wykonuje żądanie, albo robi coś innego – na przykład, popsuła się. Problem polega na tym, że w normalnej weryfikacji, z której korzystają się Facebook, Microsoft czy Amazon, system albo pracuje dobrze, bo nie popełnia błędu, albo źle. Nas interesowała sytuacja, w której system pracuje dobrze w, na przykład, 90 procentach. Zamiast uzyskać odpowiedź zerojedynkową, chcieliśmy ocenić jakość.
Studiowałem też na École Normale Supérieure Paris-Saclay, swoją pracę obroniłem tam we wrześniu, z wyróżnieniem.
We francuskim systemie edukacji są dwa różne typy uczelni: „normalne”, takie jak w Polsce, i akademickie, kształcące przyszłych naukowców. Uczelnie pod szyldem ENS – jest ich we Francji tylko pięć – należą do tej drugiej kategorii. Mają nieporównywalnie wyższy poziom i bardzo, bardzo ostrą selekcję kandydatów.
Swoją drogą Francuzi zrobili coś genialnego. Zrzeszyli trzy najlepsze paryskie uczelnie – wspomniane ENS Paris-Saclay i ENS Ulm oraz Université Paris Diderot – i przygotowali dla nich wspólny program studiów informatycznych, teoretycznych. Szkoły wymieniają się między sobą studentami, zajęcia odbywają się w każdej z nich. Nie konkurują, tylko współpracują.
Podczas pobytu w szkole letniej w Tuluzie, jeszcze przed rozpoczęciem nauki na ENS, poznałem Michaela Benedikta, który pracuje w Oksfordzie i należy do piątki najlepszych na świecie specjalistów w dziedzinie logiki i baz danych. Tak się złożyło, że to, co zrobiłem w swojej pracy licencjackiej i w pierwszej pracy naukowej, w pewien sposób uogólniało wyniki Benedikta, więc miałem się czym przed nim pochwalić.
Skorzystałem z okazji i porozmawiałem z nim o możliwości zrobienia doktoratu na Oksfordzie. Zapytałem, czy ciężko jest się dostać, na co on odpowiedział: „Ty dostaniesz się bez problemu”. Zaproponował mi staż naukowy, temat, ale koniec końców do Oksfordu wtedy nie pojechałem. Miałem stypendium. Podpisałem zobowiązanie, że staż zrobię we Francji i tam zostałem.
Możliwości jest mnóstwo, wręcz za dużo. Zdaniem ludzi, których poznaję, jestem zdolny, bo napisałem już kilka prac, a studenci przed doktoratem zazwyczaj prac nie mają.
Po drugie: jestem młody, zainteresowany. Dostaję propozycje robienia doktoratu na różnych uczelniach, na przykład w Dreźnie. Zapewniają świetne warunki, oferują wsparcie mocnej grupy badawczej i ogromne pieniądze. No i wtedy faktycznie pojawia się problem: co wybrać?
Po ukończeniu stażu we Francji w końcu mogłem pojechać do Oksfordu, w czerwcu, na trzy miesiące. To była dobra okazja, żeby poznać ludzi, zobaczyć, czy to miejsce mi odpowiada. Rozmawiam już z Benediktem o potencjalnych tematach, którymi chciałbym się zająć i które interesowałyby także jego. Trzeba znaleźć coś takiego, co będziemy robić razem. Im bardziej promotor będzie zainteresowany tematem, tym lepiej dla mnie, bo wtedy poświęci mi więcej czasu.