Antonina Mazur
Laureatka konkursu Homing Plus FNP, biochemik Uniwerystetu Wrocławskiego
Wrocław jest „moim miejscem” już od trzech pokoleń. Jadąc do pracy na rowerze, mijam figurę Matki Boskiej przed wrocławską katedrą, za którą, tuż po wojnie, przed ostrzałem szabrowników ukrywał się mój Dziadek, gdy bronił ruin świątyni i tego co pośród nich pozostało cennego.
Natomiast kiedy jadę do pracy tramwajem, przejeżdżam obok Szkoły Podstawowej Nr 1, w której, w latach powojennych, drugi z moich Dziadków walczył z analfabetyzmem wśród dorosłych, będąc już studentem Uniwersytetu Wrocławskiego. Dziadek studiował geografię, a więc można powiedzieć, że bycie przyrodniczką mam w genach. Na szczęście połowa domu rodzinnego, czyli Tata i Siostra, to dla równowagi artyści.
W pracy zajmuję się poznawaniem procesów leżących u podstaw ruchu komórki, zarówno prawidłowej, jak i nowotworowej. W kręgu moich głównych zainteresowań znajduje się m.in. żelsolina. Jest to białko wiążące aktynę, która jest jednym z głównych komponentów szkieletu komórki, odpowiadającego za właściwości mechaniczne komórek. Kumulująca się wiedza na temat aktyny oraz białek z nią oddziałujących pokazuje, że proteiny te są także zaangażowane w wiele procesów niezwykle ważnych dla komórek, począwszy od transkrypcji genów, a kończąc na wydzielaniu przez komórkę różnych typów pęcherzyków. Żelsolina jest przykładem białka, które poza wpływaniem na organizację przestrzenną filamentów aktynowych, spolimeryzowanej formy aktyny, pełni także inne funkcje w komórkach. Swego czasu zainteresował mnie fakt, że w komórkach ludzkiego czerniaka, w porównaniu do innych typów komórek nowotworowych, występuje wysoki poziom tego białka.
Wrocław jest dla mnie bardzo ważnym miejscem, w którym chcę mieszkać oraz pracować.
Realizacja pierwszego grantu, który otrzymałam od Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, pozwoliła mi uzyskać wiele interesujących wyników, mówiących np. o nowych partnerach molekularnych żelsoliny w komórkach czerniaka oraz o intrygującym wzorze ekspresji genu kodującego żelsolinę w rozwoju embrionalnym. Zainspirowało mnie to do złożenia kolejnego projektu, tym razem do Narodowego Centrum Nauki. Postanowiłam równocześnie spojrzeć na te same procesy, w które zaangażowana jest żelsolina, w komórkach nowotworowych oraz odpowiadających im komórkach prawidłowych, które w trakcje rozwoju embrionalnego muszą przebyć długą drogę przez tkanki zarodka/embrionu, aby osiągnąć docelową lokalizację. Do takich komórek wędrujących na długi dystans należą właśnie melanoblasty, które są prekursorami melanocytów, z których na drodze transformacji nowotworowej powstają komórki czerniaka. Próbujemy wyłapać różnice w zachowaniu się żelsoliny w modelach komórek prawidłowych i nowotworowych. Uzyskane rezultaty mogą później stanowić bazę do opracowania nowych chemoterapeutyków lub testów diagnostycznych.
Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, że nasze badania nie są aplikacyjne i nie mamy ambicji znalezienia „leku na raka”. Ale to właśnie dzięki mrówczej pracy takich ludzi jak my można projektować nowe leki czy opracowywać lepsze strategie terapeutyczne. Z czystej ciekawości chcę wiedzieć, dlaczego żelsoliny jest szczególnie dużo w rozwijających się nerwach, dlaczego z pewnym białkiem oddziałuje ona w komórkach nowotworowych, ale nie w komórkach prawidłowych, jaki ma to wpływ na adhezję obu typów komórek do ich otoczenia... Jeszcze tyle rzeczy nie zostało odkrytych. A ja muszę przyznać, że cierpię chyba na naukowe ADHD. Pracuję nad tym, aby dygresje i tematy poboczne zapisywać, odstawiać na półkę, aby powrócić do nich, jak będzie więcej wolnego czasu lub więcej osób do wspólnej pracy. Nie cierpię na brak pomysłów na kolejne projekty.
Oczywiście w pracy nad realizacją zadań badawczych nie pozostaję sama. Dzięki znakomitej, sprzyjającej aktywności naukowej atmosferze panującej na Wydziale Biotechnologii oraz przyznanym mi grantom udało mi się stworzyć nowy typ laboratorium, a także grupę badawczą, składającą się z dwóch młodych doktorek: dr Natalii Małek i dr Iulii Pavlyk oraz dwóch doktorantek: mgr Ewy Mazurkiewicz i mgr Ewy Mrówczyńskiej. Mamy zresztą ostatnio szczęście także do zdolnych magistrantek i magistrantów. Przykro mi, że sama coraz mniej czasu mogę spędzać przy stole laboratoryjnym. Wciąż jednak staram się wyrywać rzeczywistości czas na osobiste przeprowadzanie eksperymentów oraz poznawanie nowych technik i metod. Bardzo chciałabym pojechać jeszcze za granicę na rok lub dwa, aby wzbogacić swój warsztat i nabrać szerszych perspektyw, ale to tutaj, we Wrocławiu, jest mój dom.
Wrocław jest dla mnie bardzo ważnym miejscem, w którym chcę mieszkać oraz pracować. Pomimo możliwości pozostania za granicą, gdzie spędziłam prawie siedem lat, realizując pracę doktorską i przebywając na stażu typu post-doc, postanowiłam wrócić. Moje miasto ma, niestety, także swoje minusy, w postaci zanieczyszczenia środowiska czy kurczących się terenów zielonych.
Mieszkam nad Odrą. Do pracy i do centrum miasta mam pół godziny piechotą, a w góry tylko dwie godziny samochodem. Jest to dla mnie ważne, ponieważ uwielbiam góry zimą, kiedy jest biało i pusto, kiedy mogę zmierzyć się z nieprzetartym szlakiem, oznakowanie w niższych partiach jest kompletnie zasypane przez śnieg, a na szczytach panuje taka zamieć, że nie widać najbliższego palika. Myślę wtedy sobie: „Hm, ciekawe co jest za zakrętem…”.